Jako społeczeństwo nie jesteśmy szczególnie znani z otwartości, tolerancji i rozumienia, że są wśród nas jednostki, które czują inaczej. Zdarza się, że w internecie ktoś rzuci pełne miłości „tylko słabi chorują psychicznie”. I wtedy niespodziewanie wchodzi Ona, i z delikatnym uśmiechem mówi, patrząc ci prosto w oczy: „Cześć, jestem Agnieszka, i jestem chora na schizofrenię”. Czujesz, że właśnie z gracją primabaleriny dostałeś w ryj. Sorry, internetowi napinacze, to właśnie jest najodważniejsza kobieta w mieście.
Rozmowa ukazała się w piątym numerze Magazynu67 (czerwiec – sierpień 2019).
Agnieszka Iwanicka ma 41 lat. Mieszka w Pile. Z zawodu jest księgową. Dziesięć lat temu wylądowała w szpitalu. TAKIM. Psychiatrycznym. Dzisiaj opowiada o tym ze spokojem, którego szczerze jej zazdroszczę. Śmieje się z tego, co „powiedzieli” jej w głowie Bóg i Szatan. Kilka miesięcy temu do swojego domu zaprosiła innych chorych na schizofrenię, żeby pogadać o chorobie i o życiu. Tak zaczęły się spotkania „Agnieszka otwiera drzwi”.
Przyznam ci się, że trochę boję się tej rozmowy. Są rzeczy, o które nie powinienem pytać?
Już nie ma.
Już?
Ponad pół roku temu – przed sierpniem – byłoby dużo takich rzeczy, na które pewnie nie odpowiedziałabym.
A dziś jesteś w stanie?
Tak.
Jakie to rzeczy?
Związane z chorobą, z pobytem w szpitalu. Byłam też bardzo zamknięta w sobie.
To zacznijmy od otwierania drzwi. Ty dosłownie otworzyłaś drzwi swojego mieszkania przed ludźmi. Dlaczego?
Dlatego, że wiem jak ciężko jest być chorym na schizofrenię. Wiem jak ciężko jest się otworzyć, jak ciężko jest tym ludziom. Są pozamykani w domach, nikt nie wie o ich chorobie, i wiodą takie życie jak ja kiedyś. A ja chciałabym coś dla nich zrobić. Chciałabym, żeby zaczęli się otwierać, pokazać, że schizofrenia nie jest taka straszna, że to jest tylko choroba psychiczna – jedna z wielu.
Nie boisz się publicznie wypowiadać słów „choroba psychiczna”?
Już nie. Jestem chora. Mam chorobę psychiczną. To jest choroba jak wiele innych. Są chorzy na serce, ja choruję na głowę.
Ale Polacy nie są szczególnie znani z tolerancji czy otwartości. Nie bałaś się pierwszy raz powiedzieć publicznie, że jesteś chora?
Zastanawiam się, kiedy powiedziałam to pierwszy raz. Chyba jak założyłam stronę „Agnieszka otwiera drzwi”. To był taki punkt. Napisałam pierwsze słowa, powiedziałam, że jestem chora, a potem już poszło. Czy się obawiałam? Chyba nie. Wcześniej, kiedy wpadł mi do głowy ten pomysł – to było jakoś w lutym – siedziałam po pracy i pomyślałam, że wiem, co chcę robić w życiu. Chcę pomagać tym ludziom, związać swoje życie z pomocą ludziom. Stałam tak trochę na rozdrożu.
A musiałaś w jakiś sposób się przełamać?
Właśnie nie. Właśnie wcześniej coś mi tak przeskoczyło w sercu, że już wtedy musiałam się przełamać. Stało się samo. Nie bałam się.
Jesteś odważna.
Nigdy nie uważałam się za odważną osobę. Zawsze byłam gdzieś tam w cieniu, nieśmiała, zamknięta w sobie. Może dalej trochę tak jest. Ale tak mówią, że jestem odważna.
Pamiętasz pierwsze spotkanie waszej grupy?
Były trzy osoby. Wyglądało trochę inaczej niż wyglądają teraz. Każde czegoś nas uczy. Chcieliśmy zmienić życie pewnej osoby. Trochę na siłę, a to nie tak powinno wyglądać. Każda osoba wie co chce w życiu robić i jeżeli jest jej dobrze, niech przy tym zostanie. Te spotkania może w czymś jej pomogą, może się otworzy, może sama coś zmieni, ale nic na siłę. Te spotkania każdego z nas czegoś uczą.
Czego nauczyły ciebie?
Otwartości. Na przykład wczoraj rozmawialiśmy o tym, jakie mieliśmy objawy podczas ataków psychotycznych. Otwarcie o tym rozmawialiśmy, otwarcie mówiłam jakie miałam objawy. Nie spodziewałam się, że ot, tak będę o tym opowiadała.
Nie bałaś się wpuścić do domu obcych ludzi?
Właśnie nie. Moja mama zastanawiała się jak to będzie, bo różne rzeczy mogą się zdarzyć. Ja mam w sobie coś takiego, że zaufałam tym ludziom. Uważam, że każdy człowiek jest z natury dobry – może dlatego.
Ile osób dziś przychodzi na spotkania?
Wczoraj było siedem osób. Zastanowiło mnie, czy ludzie obawiają się przychodzić na takie spotkania? Myślę sobie, że mogą się obawiać wyjść z domu – spotkania odbywają się w przychodni – że ktoś zobaczy dokąd idą.
Nie ma czego się bać.
Nie ma. Chciałabym pokazywać sobą, że nie ma czego się bać.
Jak czujecie się we własnym towarzystwie?
Wczoraj na spotkaniu pośmialiśmy się z naszych objawów. Czujemy, że możemy o wszystkim opowiedzieć. Nie boimy się. W towarzystwie ludzi – tak zwanych – zdrowych balibyśmy się opowiedzieć o objawach, o wszystkim co nas nurtuje. A tak jest bezpiecznie.
Potraficie śmiać się z siebie?
Potrafimy i to jest ważne, żeby mieć do siebie dystans.
Wiele osób chorych na schizofrenię jest wśród nas? Sąsiadów, współpracowników…
Wydaje mi się, że są osoby, które mogą o tym nie wiedzieć. Mogą dopiero dowiedzieć się, że mają objawy podobne do schizofrenii – na przykład z filmików, czy z internetu w ogóle.
Bo do odbiorców docierasz także przez Youtube’a i Facebooka.
Chciałabym głośno mówić o tym i pokazywać ludziom na czym polega schizofrenia, żeby odpowiednio wcześnie zauważyli u siebie objawy. I przede wszystkim, żeby pogodzili się ze schizofrenią, bo to jest ważne. Ja długo nie byłam pogodzona, chyba jeszcze do końca zeszłego roku. Gdzieś tam jeszcze uważałam, że jestem zdrowa. Dopiero jak pani psycholog powiedziała, że „wyłoniłam się ze schizofrenii”, gdzieś tam stanęłam nad nią…
Zapanowałaś nad nią?
Chyba nigdy nie da się zapanować nad schizofrenią. To jest tak podstępna choroba, że nie wiem co będzie za tydzień. Może pojawić się silny stres, jakieś wydarzenie, które może spowodować, że źle się zacznie dziać. Może się tak zdarzyć, ale nie musi. Na pewno jest potrzebna opieka lekarska. Tak można zapanować nad schizofrenią.
Pamiętasz pierwsze swoje objawy?
Pamiętam. Nie brałam tego za pierwsze objawy. Pod koniec 2008 roku rozstałam się z chłopakiem. Wydawało mi się, że wszystko jest dobrze, jestem wolna, singielka. Wszystko fajnie się układało. I nagle w mojej głowie pojawiały się wymyślone rzeczy. Snułam sobie jakieś historie, z czasem pojawiały się głosy w głowie. Potem jak widziałam tablice rejestracyjne samochodów, szukałam jakiegoś ukrytego znaczenia liczb. Dopiero teraz wiem, że to były objawy schizofrenii. Wiele osób ma podobne.
W końcu trafiłaś do szpitala.
We wrześniu 2009 roku. W szpitalu było ciężko. Chciałam uciekać. Nawet dzwoniłam na policję, co zrobić jak rodzice uwięzili mnie w szpitalu.
To twoi rodzice zareagowali?
Już w lipcu zaczęli obserwować, że coś się dzieje. Nie chciałam brać tabletek i w rezultacie pani psychiatra zaproponowała mi pobyt w takim sanatorium… Ja do końca nie zdawałam sobie sprawy, że to jest szpital psychiatryczny. Dopiero jak przyjechałam, dowiedziałam się gdzie trafiłam.
Pamiętasz co poczułaś, jak zobaczyłaś tabliczkę „szpital psychiatryczny”?
Że ja tutaj nie zostanę. Nawet nie wiem jak to się stało, że w rezultacie tam zostałam.
Poczułaś się oszukana przez lekarzy? Przez rodziców?
Miałam żal do rodziców, ale dzisiaj wiem, że to było dla mojego dobra. Potem były kolejne pobyty w szpitalu: w 2012, w 2013 roku. Też dzięki rodzicom. Tam przebywałam średnio po półtora miesiąca. To było najlepsze co mogli dla mnie zrobić, bo jak wyszłam z tego szpitala, byłam trochę podleczona i mogłam wrócić do życia w społeczeństwie.
Opowiadasz o tym ze spokojem, który podziwiam. Kiedy ten spokój się pojawił?
Pod koniec ubiegłego roku. Wcześniej nie mogłabym o tym spokojnie rozmawiać. Od razu pojawiał się ścisk w gardle, łzy w oczach. Nie mogłam o tym rozmawiać, głęboko w sobie dusiłam emocje.
Pytałaś potem rodziców, co zauważyli? Co ich skłoniło, że w ogóle pomyśleli, że możesz być chora?
Byłam nerwowa. Zdarzyło się nawet, że wyrzuciłam ich z domu.
OK, ale zdenerwować się – nawet na rodziców – może każdy.
Może, ale mówiłam jakieś dziwne rzeczy. Dla mnie to nie było nic dziwnego, ale dla nich – owszem. Tak naprawdę już nie pamiętam co to było. Musiałabym jeszcze raz zapytać.
Jak wygląda moment, kiedy słyszysz głosy? To takie uczucie, jakby ktoś stał obok i mówił ci do ucha?
Nie, to tak jakby te głosy były w głowie. To była na przykład wizja Boga i Szatana. Słyszysz w głowie Boga i Szatana – dwa sprzeczne głosy. I sobie słuchasz. Niektórzy robią to, co słyszą. Ja słuchałam, to była taka kotłowanina. To co się dzieje w głowie, jest nie do opisania.
A macie tak, że jak opisujesz, że Bóg coś ci powiedział, a Szatan coś odpowiedział – z tego co ci „powiedzieli” też się śmiejecie?
Tak. Właśnie wczoraj o tym mówiłam. Powiedzieli mi, że będę sławna, i że będę miała wesele.
Być może jesteś na dobrej drodze.
Może tak być. Kiedyś strasznie było o tym rozmawiać, tłumić to. Teraz fajnie się z tego pośmiać.
A powiedzieli ci, kiedy będziesz sławna i kiedy to wesele?
Kurczę, właśnie nie.
Czy u osób chorych na schizofrenię, które spotykasz, zauważasz jakieś wspólne cechy?
Tak. To są bardzo wrażliwe osoby. Empatyczne. Ktoś w komentarzu pod filmikiem na Youtube napisał, że inteligencja nie ma nic wspólnego ze schizofrenią, ale dziwnym zbiegiem okoliczności te osoby, które spotykam, są bardzo inteligentne. Dużo osób jest wykształconych.
A wiekowo?
Różnie. Mnie dopadła, jak miałam 31 lat – dość późno.
Schizofrenia jest wyzwalana jakąś ekstremalną sytuacją?
Do takiego wniosku doszliśmy wczoraj na spotkaniu. Wydarza się w życiu coś takiego, co wyzwala emocje. Rozstanie, śmierć… Coś co wstrząśnie tak bardzo, że skrywane długo emocje wyjdą na wierzch, a razem z nimi – choroba.
Zwracasz też uwagę na to, że osoby chore na schizofrenię mają problem ze znalezieniem pracy.
Niestety. Moja sytuacja zawodowa wygląda jak sinusoida. Było ciężko znaleźć pracę. Bywało i tak, że nie mogłam się odnaleźć w pracy. Czasami i pracodawcy nie potrafią nas zaakceptować.
A mówisz pracodawcom o tym, że jesteś chora?
Na początku chciałam to ukrywać. Miałam orzeczenie o niepełnosprawności, ale nie mówiłam, że je mam. Potem stwierdziłam, że o tym orzeczeniu będę pisać w CV. I wtedy pracodawca w czasie rozmowy pytał na co choruję. Nie byłam na tym etapie, na którym jestem teraz. Nie mówiłam do końca prawdy.
Teraz mówisz na co chorujesz?
Teraz nie padło takie pytanie. Nie rozmawiałam o tym.
Ale pokazujesz swoją twarz publicznie, więc tam gdzie pracujesz, pewnie już wiedzą.
Może wiedzą. Jeśli wiedzą, to OK.
Czy po tym, jak zachorowałaś, straciłaś znajomych?
Miałam bardzo mało znajomych. Ale nie, nie straciłam.
Na co powinna zwrócić uwagę osoba, która podejrzewa, że może być chora? Albo na co powinni zwrócić uwagę bliscy takiej osoby?
Na przykład na to, że taka osoba wycofuje się z życia, zamyka się w domu, unika kontaktu z otoczeniem. Mogą pojawić się teorie spiskowe, czyli na przykład, że ludzie nas obmawiają. Wtedy trzeba zwrócić uwagę.
A jak powinni zachować się bliscy takiej osoby, żeby nie zrobić jej krzywdy?
Myślę, jak zachowali się moi rodzice – ja byłam agresywna.
To jak cię przekonali do pójścia do lekarza?
U lekarza znalazłam się prawie siłą, prawie prowadzona za rękę. Ciężko jest przekonać taką osobę. To zależy od konkretnego człowieka, od stopnia ataku psychotycznego. Jeżeli ta osoba jest już na etapie wizji, głosów, to nie da się przekonać. A jeżeli jest to początkowy etap – nie wolno się odwracać i próbować zgłosić do lekarza.
A czy w łagodzeniu objawów mogą pomóc takie typowo towarzyskie sytuacje? Wyciągnięcie na piwo, na kawę, do kina…
Chyba nie ma to znaczenia, a często jest tak, że nie chcemy nigdzie wychodzić, zamykamy się w domu. A czy to by pomogło? Jak ja wychodziłam na piwo czy do kina, to i tak byłam w tych swoich wizjach, w swoim świecie, i kiedy wracałam do domu, dalej w tym żyłam. Jedyne co może pomóc, to leki.
Leki to chyba trudny temat? Mówiłaś, że nie chciałaś ich brać.
Nie chciałam. Wyrzucałam do śmietnika, uważałam, że nie są mi potrzebne. Często łączyłam lekarstwa z alkoholem. Niebezpieczne. Właściwie dopiero od tego roku biorę leki regularnie. Zrozumiałam, że choroba będzie ze mną do końca i muszę brać lekarstwa. I nie piję alkoholu.
W jakim momencie nastąpił przełom? Dziś jesteś bardzo świadomą osobą.
Dużo dała mi terapia u psychologa. Zawsze myślałam sobie, że już do końca życia będę taka nieśmiała, zamknięta w sobie. Kiedyś, kiedy rozmawialiśmy w grupie, nie odezwałabym się w życiu. Myślałam, że tak mi zostanie. Nawet pani psycholog mówiła, że nie muszę się zmieniać, że mogę taka zostać. Nie przypuszczałam, że taki przełom nastąpi sam z siebie. Nastąpił podczas terapii.
Byłaś zaskoczona?
Byłam. Chyba nikt się tego nie spodziewał.
To jak się czujesz z tym jaka jesteś dzisiaj?
Dobrze.
Nie masz już problemu z nawiązywaniem znajomości?
Zdarzają się. Czasem wychodzi jeszcze taka wycofana Agnieszka, ale idzie do przodu.
Mówiłaś o tym, że za rok wszystko może wyglądać inaczej. Co musisz robić, żeby nie było gorzej?
Na pewno brać lekarstwa, ale też panować nad stresem. Jeżeli pracujemy zawodowo, trzeba uważać, żeby to nie była bardzo stresująca praca, bo też może być różnie. Praca też może być wyzwalaczem choroby.
Jeżeli chcesz porozmawiać o schizofrenii, spotkać innych chorych, dowiedzieć się jak pomóc komuś bliskiemu, obserwuj fanpage Agnieszka Otwiera Drzwi:
[efb_likebox fanpage_url=”Agnieszka-otwiera-drzwi-359095308264806″ box_width=”700″ box_height=”” locale=”pl_PL” responsive=”1″ show_faces=”1″ show_stream=”0″ hide_cover=”0″ small_header=”0″ hide_cta=”0″ animate_effect=”fadeIn” ]
A jeżeli podoba ci się Magazyn67, polub go i bądź na bieżąco:
[efb_likebox fanpage_url=”Magazyn67″ box_width=”700″ box_height=”” locale=”pl_PL” responsive=”1″ show_faces=”1″ show_stream=”0″ hide_cover=”0″ small_header=”0″ hide_cta=”0″ animate_effect=”fadeIn” ]
Najnowsze komentarze