Pierwsze skojarzenia nie muszą być zachęcające: tłum, tłum i tłum, a w tym tłumie znajomi, których nie widziałeś w swoim mieście przez cały ostatni rok… i niekoniecznie miałeś ochotę spotykać na urlopie. Ale wiosną Międzyzdroje odkrywają zupełnie inne oblicze, ani trochę podobne do tego, z czym mogą kojarzyć się w pierwszym odruchu. Zanim zjadą wakacyjni turyści, a stoiskami przy głównym deptaku i bocznych uliczkach zawładną towary made in China, to kurort, w którym można nacieszyć się słońcem. Choćby przez weekend.
Tekst ukazał się w drugim numerze Magazynu67 (kwiecień – maj 2018).
Zapomnij wszystko, co wiesz o Międzyzdrojach. O tłumie na deptaku, o gwiazdach pozujących przy odciskach swoich dłoni, o tłumie na plaży, o drogich hotelach, o kolejkach do gastronomii. Wszystkie te skojarzenia są błędne, a wyjechałeś z nimi tylko dlatego, że wybrałeś się tam dokładnie wtedy, kiedy to samo zrobiła połowa mieszkańców Szczecina, ze dwa osiedla Poznania i Wrocławia, i kilkoro emerytów z Brandenburgii. Jeżeli chciałbyś wypocząć w Międzyzdrojach, to szkolne wakacje są na to zdecydowanie najmniej odpowiednim okresem. Za to teraz, kiedy słońce dotyka naszych twarzy pierwszymi ciepłymi promieniami, a zieleń dopiero budzi się z hibernacji, da się tam znaleźć ukojenie.
Międzyzdroje nie są dużą miejscowością. Na stałe mieszka tam raptem pięć tysięcy osób. Nie brak im jednak miejskiego sznytu, i to w najlepszym stylu. Wystarczy zamówić kawę i usiąść w kawiarnianym ogródku bliżej początku promenady – w jej starej części. Oczekiwanie na zamówienie umila widok niedawno odrestaurowanych willi, pełniących dziś funkcje pensjonatów. Kute elementy ozdobne dodają elegancji budynkom w czystej bieli. Nad nimi góruje nowoczesny apartamentowiec. Choć dużo prostszy w formie, to jednak nie zaburza krajobrazu, a – wraz z okolicznymi wysokimi hotelami – dodaje mu nowoczesności. Zresztą wszechobecna biel sprawia, że okolica jest naprawdę jasna, a budynki nie przeszkadzają cieszyć się słońcem.
Idąc w kierunku mola, dotrzemy do nowej części promenady. Mijamy dobrze znany hotel Amber Baltic, przy którym można skręcić w Aleję Gwiazd, by poszukać odcisków dłoni lubianych aktorów.
A wiecie co jest najlepsze? Że o tej porze roku całą drogę do mola można przejść bez ścisku, podziwiając piękne fasady kamienic. Bez ścisku można też spacerować po samym molo i spokojnie zaczekać na nim na malowniczy zachód słońca. Nie przeszkadza nawet majaczący na horyzoncie Gazoport w Świnoujściu.
Jest jednak jedno jeszcze przyjemniejsze miejsce, z którego można podziwiać zachodzące słońce. Przyjemniejsze, bo można w nim połączyć przyjemność kulinarną z niezapomnianym widokiem. Gdzie? Trzeba wrócić na sam początek promenady i zejść do przystani rybackiej. Przystań to może zbyt duże słowo, bo kutry są wyciągane po prostu na plażę, ale między zabudowania używane przez rybaków, ciasno wkomponowały się smażalnie i rybne restauracje. To prawda: nie jest to miejsce, w którym nosi się garnitury i wieczorowe suknie, ale nie tego przecież oczekuje się od miejsca pracy rybaków. Tu hasło „ryba prosto z kutra” nabiera nowego znaczenia. W ciągu dnia przy odrobinie szczęścia można obserwować rybaków przy sieciach. Wieczorem, kiedy siadasz nad dorszem, flądrą albo importowanymi krewetkami, masz niesamowity widok: plaża, Bałtyk, kutry i wszystko skąpane w złocie zachodzącego słońca. To trzeba zobaczyć!
Kolejny dzień miło rozpocząć na pustej plaży. Miejscami morze wyłożyło brzeg kamieniami, na których rozbijają się drobniejsze fale. Im dalej od rozrywkowego centrum, tym widoki coraz – no cóż – dziksze. Nic dziwnego: spacerując na wschód natykamy się w końcu na tablicę z informacją, że tu właśnie zaczyna się Woliński Park Narodowy. Oglądany z wysoka – z samolotu czy drona – wygląda jak płaska góra w całości pokryta sosnowym igliwiem. Z plaży to majestatyczny sosnowy las, który zaczyna się dokładnie tam, gdzie wznosi się wydma. Morze, czysty piach, słońce i sosnowy las. Czego chcieć więcej? Może jeszcze tyle, by wejść na tę wydmę i popatrzeć z góry… Da się – drewnianymi schodami na Kawczą Górę. Ponad 50 metrów wyżej dobrze widać nie tylko Świnoujście, ale także Ahlbeck i dalsze miejscowości po niemieckiej stronie granicy.
A to wcale nie najwyższy punkt widokowy w Wolińskim Parku Narodowym. Warto wybrać się na Górę Gosań. Cztery kilometry od Międzyzdrojów (w stronę Kołobrzegu) zostawiamy samochód na parkingu i wybieramy się na krótki spacer malowniczym o każdej porze roku lasem. Teraz jednak, kiedy zieleń dopiero zaczyna pojawiać się na drzewach, ma wyjątkową, jasną barwę. Kiedy przez młode bukowe liście przeświecają promienie słońca wiszącego na czystym, błękitnym niebie, wiesz, że nigdzie nie musisz i nawet nie chcesz się spieszyć. W końcu jednak docierasz do punktu widokowego, z którego wszystko na dole wydaje się mikre i odległe. Nic dziwnego. Jesteś w najwyższym punkcie polskiego wybrzeża – ten fragment klifu wznosi się 93 metry nad poziomem morza.
Będąc w Parku, koniecznie trzeba zajrzeć też do żubrów w zagrodzie pokazowej, choć dziki wydają się znacznie bardziej kontaktowe. Przynajmniej wtedy, kiedy nie tarzają się w błocie – oczywiście pokazowo.
A kiedy nadejdzie czas powrotu, warto zahaczyć jeszcze o Turkusowe Jezioro. Tak, by choć przez chwilę nacieszyć oczy wodą w kolorze typowym dla cieplejszych rejonów Europy.
Najnowsze komentarze