Nasza grupa współpracuje bezpośrednio z Merostwem Łucka. Wasza pomoc trafia do państwowego systemu zaopatrzenia obrony terytorialnej, szpitali, ludności cywilnej: na front i do małych miejscowości, do których organizowana spontanicznie pomoc trafiała w szczątkowej formie. Zobaczcie jak mają to zorganizowane.
Od trzech tygodni media społecznościowe Magazynu67 są miejscem, które wspiera pomoc niesioną w Pile i okolicach napadniętej przez Rosję Ukrainie i uchodźcom wojennym, którzy trafili do Piły i regionu. Na początku były to informacje trochę porządkujące wiedzę: miejsca w których są prowadzone zbiórki, potrzebne rzeczy, adresy grup pomocowych. Potem przyszedł czas na trochę bardziej zorganizowane działania – Magazyn stał się częścią nieformalnej grupy, w której współpraca opiera się przede wszystkim na zaufaniu.
Były zbiórki, był transport wolontariuszy na granicę i uchodźców z granicy, było jeszcze więcej zbiórek, transporty pomocy humanitarnej, Ambulans XXL, kolejne zbiórki, coraz większa wiedza o tym, co naprawdę jest potrzebne… W końcu w czasie któregoś z wieczornych spotkań na Teams padło hasło „Łuck”.
Z Łucka pochodzi Khrystyna, która zamieszkała w Krajence razem z maleńką córką. Bardzo przeżywała, że musiała wyjechać z miasta i zostawić przyjaciół, którzy organizują pomoc na miejscu. W Krajence znalazła nową rodzinę, w domu Danuty i Marka Kitowskich. Tu wystarczył jeden telefon i tego samego wieczoru jeden z nas – Krzysztof Rauhut – miał nowego znajomego. Jest nim Wołodymyr Zahożyj, Dyrektor Wydziału Młodzieży i Sportu Rady Miejskiej Łucka. To dzięki temu łańcuchowi powiązań udało się nawiązać współpracę bezpośrednio z Merostwem Łucka. To ważne także dla Was – dla każdego, kto zaufał naszej grupie i powierzył pomoc rzeczową lub finansową. Dlaczego?
Przed wojną – tą, która rozpoczęła się 24 lutego – Łuck był 220-tysięcznym miastem położonym 90 kilometrów od granicy z Polską. Pełnym zabytków, ale także bloków i wieżowców, nowoczesnych centrów handlowych i drobnych sklepików ulokowanych w parterach bloków i domów. I z trolejbusami na ulicach.
W marcu 2022 Łuck stał się dla nas główną bazą przeładunkową w Ukrainie. – Władze Łucka zostały upoważnione przez ukraiński rząd do koordynowania odbioru zorganizowanej pomocy – tłumacz Krzysztof Rauhut. – Ta pomoc jedzie z Łucka dalej na wschód: do szpitali, na front, do mieszkańców. To działalność oficjalna. Do wszystkich naszych transportów wystawiane są dokumenty celne. Od momentu wjazdu na teren Ukrainy transport jest odnotowany w systemie i z góry wiadomo dokąd pojedzie konkretna pomoc.
W tej chwili zamiast przeładowywać transport na przejściu granicznym, jedziemy prosto do Łucka. W poprzedni weekend pojechały dwie tony pomocy, w tygodniu – pełna naczepa darów z angielskiego Rugby, dopakowana zbiórkami z Piły i Krajenki. – Minimalizujemy w ten sposób ryzyko tego, że ta pomoc pojedzie w nieznane dla nas miejsce – tłumaczy Krzysztof. – Po drugie: w Łucku pomoc jest dzielona w miarę równo w różne miejsca. Część pomocy trafia do miasteczek i wsi – do obszarów poza dużymi ośrodkami miejskimi, gdzie do niedawna ta spontanicznie organizowana pomoc rzeczowa trafiała w niewielkim zakresie albo nie było jej wcale. Zupełnie inne rzeczy jadą na front, inne – do szpitali. I tu znowu podział: szpitale polowe czy cywilne.
Do warunków wojennych została dopasowana logistyka. Nie ma jednego centrum dystrybucyjnego, które mogłoby stać się strategicznym celem ataku i w łatwy sposób zostałoby wyeliminowane. Działalność została podzielona między wiele rozproszonych, niewielkich magazynów, często zlokalizowanych w miejscach, w których trudno się ich spodziewać. W jakich? Z przyczyn oczywistych opowiemy po wojnie.
Na bieżąco korygowana jest lista potrzeb. Ostatnio pojawiły się na niej – jako priorytet – krótkofalówki i CB radia. Generalnie – systemy łączności. Potrzebne są obronie terytorialnej na froncie. Jednym z pierwszych elementów, które Rosjanie starają się wyeliminować, są stacje telefonii komórkowej – telefony stają się bezużyteczne. Łączność jest jednak kluczowa, stąd potrzeba wszelkich systemów bezprzewodowych. Ukraińscy elektronicy przerabiają je tak, że wzrasta bezpieczeństwo ich używania – są trudniejsze do zlokalizowania.
Oczywiście nadal potrzebna jest odzież wojskowa i survivalowa, buty trekingowe i wojskowe (szczególnie w dużych rozmiarach), żywność długoterminowa, którą można spożywać bez podgrzewania (bo nie ma gdzie jej podgrzać), racje żywnościowe, lekarstwa, środki opatrunkowe… Trwa nieustanna zbiórka w Nadnoteckim Instytucie UAM przy Kołobrzeskiej 15.
Choć nie tylko tam. Zdarzyło się, że zaufała nam także ekipa z Rugby w Wielkiej Brytanii. Domowa zbiórka na rzecz uchodźców zainicjowana przez Magdę, Michalinę i Anię, w ciągu kilku dni rozrosła się na tyle, że konieczne było wynajęcie magazynu. Transport ponad dwudziestu palet pomocy też nie był prosty – na szczęście znaleźli się ludzie (Małgorzata i Piotr oraz grono ich znajomych), którzy zapłacili za przewiezienie całej naczepy darów do Piły i zorganizowali to (a dodatkowo kupili 20 kompletów strojów sportowych dla ukraińskich dzieci w jednej ze szkół). Z Piły do Łucka całość (powiększoną o zbiórki w Pile i Krajence) zawiózł pilski przewoźnik – Veskez – a jednym z kierowców, którzy zasiedli za kierownicą ciągnika, był właściciel firmy Jacek Pionke. Logistykę koordynowali: Darek Kuźniacki – człowiek, który na co dzień pracuje w IT, a w naszej grupie wolontaryjnie koordynuje transporty i pracę wolontariuszy, oraz Dagmara Hoffmann z Veskeza.
Zbiórka w Rugby trwa nadal. Małgorzata i Piotr organizują już kolejny transport.
Najważniejsze w tej chwili – to co chcielibyśmy Wam przekazać – to to, że współpraca z Merostwem Łucka sprawia, że wszyscy możemy być spokojniejsi. To co trafi do Łucka, zostanie rozdysponowane według rzeczywistych potrzeb. Pozwala nam (naszej grupie bez nazwy) też pokazać Wam gdzie faktycznie trafia Wasza pomoc: wszystkie transporty są odnotowywane, wszystkie dary są spisywane. Możemy zapewnić, że wszystko co od Was dostajemy i co kupujemy za pieniądze od Was, trafia faktycznie tam gdzie jest potrzebne.
Współpraca z Merostwem Łucka działa też w drugą stronę: pierwszą ciężarówką do Piły przyjechały dwa kartony ukraińskich książeczek dla dzieci i młodzieży. Chcemy, by nowi mieszkańcy Piły z jednej strony czuli się tu jak u siebie, ale z drugiej – mieli też dostęp do własnej kultury, a dzieci – zasypiały przy ulubionych bajkach w języku, którego dźwięk daje im poczucie bezpieczeństwa.
Jest jeszcze jeden, zdecydowanie bardziej osobisty wątek. Kto wie, czy wydarzyłoby się cokolwiek, gdyby Khrystyna nie trafiła do Krajenki. Dzięki temu – być może przypadkowi, może zrządzeniu losu, a może interwencji Siły Wyższej – jej obecność tutaj przełożyła się na namacalną pomoc dla ludzi, którzy zostali w Ukrainie. Nie może pomagać na miejscu w Łucku, ale będąc tutaj pomogła znacznie bardziej. Aha, przyjaciele za którymi wciąż tęskni, to ci których możecie zobaczyć na zdjęciach zrobionych w Łucku – wolontariusze obsługujący jeden z rozproszonych magazynów.
Jesteśmy nieformalną grupą przedsiębiorców i wolontariuszy z Piły, a nasze działania pod swoje skrzydła wzięła Fundacja Mewa. 67. Magazyn Nad Gwdą i Notecią ma to szczęście, że może współpracować z fantastycznymi ludźmi tworzącymi tę grupę, i dlatego udostępnia swoją przestrzeń, i prowadzi komunikację na jej rzecz.
Najnowsze komentarze