Dziesiątki kajtów błękitnym na niebie, woda, blond grzywki… Kiedy tęskni ci się za Jastarnią, Chałupami i całym klimatem Półwyspu, możesz sobie zorganizować namiastkę blisko domu. Włosów nie musisz tlenić, ale możesz kupić treningowego kajta i po pracy iść z nim nad wodę.
Tekst ukazał się w trzecim numerze Magazynu67 (czerwiec – lipiec 2018).
Przy odrobinie szczęścia i trochę silniejszym wietrze, człowieka z treningowym latawcem można spotkać w Pile na przykład nad Zalewem Koszyckim. Zdarza się i na lotnisku, ale z Rafałem Frondą umówiłem się nad wodą. Klimatem bardziej pasuje do ewidentnie letniej zabawy. Bo przede wszystkim o zabawę w „lataniu na lądzie” chodzi.
– Miałem taką wizję, żeby mieć przy sobie sprzęt, który pozwoli mi łatwo i w sposób nie wymagający dużych nakładów finansowych, spełnić marzenia. Marzyłem o longboardzie – jeżdżę na longboardzie. Marzyłem o kajcie – ostatnio pojawił się i kajt. Zawsze nad morzem podobało mi się to, że ekipa ujarzmia dwa żywioły: wiatr i wodę. Wydawało mi się to trudne. Zacząłem o tym czytać, czytałem też o kursach, i tam pierwszy raz pojawiły się słowa „latawiec treningowy”.
Latawiec Rafała ma dwa i pół metra rozpiętości. Złożony mieści się w niewielkiej torbie, którą można zarzucić na ramię i cieszyć się lataniem blisko domu. Wystarczy poszukać otwartego terenu bez wysokich przeszkód. – Latawiec treningowy można kupić za kwotę cztery – pięć razy mniejszą niż prawdziwego kajta do latania na wodzie – mówi Rafał. – Pomyślałem: zobaczmy, i – tak jak było z longboardem – kupiłem coś tańszego, żeby sprawdzić, czy mi się to spodoba. W tej chwili żałuję, że kupiłem tak mały.
Ogromną pomocą w nauce latania jest Youtube. Zresztą nie tylko latania – Rafał korzystał z materiałów instruktażowych, kiedy kupił longboard. – Kupiłem go zimą i uczyłem się wchodzić na dywanie w domu. Wiedziałem, że muszę poćwiczyć, zdobyć wiedzę, wyrobić pamięć mięśniową, żeby była frajda. Jeżeli nie masz wiedzy – nie ma frajdy: nie wychodzi, źle się odpychasz, chęć do robienia czegokolwiek mija. Tak samo było z kajtem: otworzyłem paczkę i nie wiedziałem co z tym zrobić. Znalazłem film, w którym człowiek z GoPro na głowie w piętnaście minut wytłumaczył wszystko. Następnego dnia byłem w stanie sam wystartować, wiedziałem co robić, gdzie, kiedy i w jakim kierunku ciągnąć. Youtube przyspiesza naukę.
Co można robić z kajtem na lądzie? Oczywiście latać, korzystając z samej siły wiatru, ale także z kominów powietrznych. A tego trzeba się już nauczyć. Kiedy zapanujesz nad latawcem, możesz zacząć wykonywać triki w powietrzu, czyli właściwie… trochę latać. Można też spróbować stanąć na desce – najlepiej na mountainboardzie (deska z dużymi „terenowymi” kołami), a wtedy… potrzebna będzie długa prosta i umiejętność hamowania. W końcu i tak wylądujesz z dużym kajtem na desce, na wodzie.
Jeżeli chcielibyście podpytać Rafała o szczegóły, wypatrujcie popołudniami niebieskiego latawca nad Zalewem Koszyckim. Spróbowałem – początki nie są łatwe. Ale jak już złapiesz wiatr… następnego dnia poczujesz mięśnie o których istnieniu nie miałeś pojęcia.
Najnowsze komentarze