W piątek ostatnia ziemska droga Radosława Ciemięgi.
Trudno uwierzyć w tę śmierć. 55 lat to nie czas, by umierać. Tym bardziej nie czas, kiedy jeszcze parę spraw było do załatwienia.
Dosłownie kilka dni temu pomyślałem, że fajnie byłoby się spotkać i pogadać o „dawnych czasach”. O czasach dziennikarskich – o śledztwie dotyczącym dawno zapomnianej spółki TIS, która pokazała jeden albo dwa szkice szklanego biurowca, jaki miała postawić na dzisiejszym „Placu Pocztowym” w Pile. Tak przynajmniej deklarował jej główny udziałowiec z Niemiec. W pamięć, oprócz szkicu biurowca, zapadł mi szczególnie jeden tytuł: „Tolo i Spółka”. Pod tekstami, które pamiętam z jeszcze czarno-białego Tygodnika Pilskiego podpisany był Radosław Ciemięga.
Chciałem zapytać o to jak to się dzieje, że rozpoznawalny dziennikarz zakłada klub sportowy i odchodzi z dobrze wówczas opłacanego zawodu. Prasa Piła to było coś. Pamiętam transmisję na żywo w lokalnym radiu RMS FM z finału Mistrzostw Polski, jeszcze z ciasnej hali przy Bydgoskiej. Był chyba rok 1998 albo 1999. Oficjalnie Nafta, ale w sercach kibiców nadal Prasa, po raz pierwszy sięgnęła po tytuł mistrzowski. To jedno z tych wydarzeń, które mam w pamięci, które nie pozostały bez wpływu na fascynację radiem. Może nawet miłość do radia. Tego lokalnego, blisko ludzi.
Pamiętam jeszcze grupki kibiców do późnej nocy drące się na ulicach chyba w całym mieście „Go west! Prasa mistrzem jest!”. „Gimby nie znajo”, jak mówi znany youtuber.
Chciałem zadzwonić, zapytać o czas na rozmowę. Kiedyś. Bo przecież to oczywiste, że przy Żeromskiego 90, ostatnie drzwi po schodkach po lewej… A potem do biura w prawo. Oczywiste, że siedzi tam właśnie, bo tak było przez lata i wydawało się, że tak po prostu jest.
Bywał wymagającym rozmówcą. Zdarzało się, że nawet trudnym. Szczególnie na początku znajomości. Miał łatwość wychwytywania nieścisłości w pytaniach i żartobliwego ich punktowania. Młodsi stażem dziennikarze czasem się o to obruszali, czasem kładli uszy po sobie. Ale przy którejś z kolejnych rozmów było już wiadomo, że to taka gra, w którą prezes Radosław lubi grać. Przyznam się, zdarzało mi się podłożyć, żeby sympatycznie rozpocząć rozmowę, bo było wiadomo, że potem już sama się potoczy. Kiedy w końcu udawało się przełamać lody, bywało, że do mikrofonu mówił więcej niż spodziewałem się usłyszeć. Najbardziej lubiłem rozmowy przedsezonowe, na które umawialiśmy się co roku na początku sierpnia: co w pierwszym zespole, jakie plany, jakie cele, co nowego, jak wyglądają przygotowania, kogo jeszcze zobaczymy na parkiecie, o kim jeszcze nie wiemy… Jeszcze w pełnym, wakacyjnym słońcu, ale już z jesiennym początkiem sezonu w głowach. Miałem wrażenie, że on też je lubi, że jest przy nich odprężony, że nie tylko odpowiada, ale i opowiada… Sam zaczynał wątki, których poruszenie nie przyszło mi do głowy, na pytania odpowiadał z uśmiechem. Szczególnie, kiedy już przekonał się do człowieka… i do portali internetowych. Co prawda w kontaktach z mediami nie zawsze było różowo, ale w ostatecznym rozrachunku potrafił docenić szczerość i solidną reporterską pracę.
Trudno przyjąć za oczywistość myśl, że przy Żeromskiego 90, ostatnie wejście po schodkach po lewej… Że już go tam nie będzie. Trudno pogodzić się z tym, że nie zdążyłem zadzwonić, że kiedy przyszło mi do głowy, że fajnie byłoby o „dawnych czasach” porozmawiać, w zasadzie było już za późno – choć jeszcze o tym nie wiedziałem. Trudno pogodzić się z tym, że nie zapytam o kulisy śledztwa w sprawie TISu, o Prasę, o lata romantyzmu w zawodowym sporcie, kiedy w ciasnej hali przy Bydgoskiej w zaskakującym cały kraj tempie wykuwała się legenda polskiej siatkówki, o lata profesjonalizacji lig, i czy to na pewno dobre dla wszystkich… Trudno pogodzić się, że już o tym nie napiszę.
Prezesie Radosławie, spoczywaj w pokoju.
Pogrzeb Radosława Ciemięgi odbędzie się w piątek, 16 października 2020 r. o 14.00 na Cmentarzu Komunalnym w Pile.
Najnowsze komentarze