Wojtek Dróżdż – encyklopedia pilskiego żużla – napisał i własnym sumptem wydał książkę o historii czarnego sportu w mieście. Nie ma w niej ani jednej tabeli wyników. Są za to mięsiste, pełne ludzkich emocji historie do pochłonięcia jednym tchem nawet przez kogoś, kto za żużlem nie przepada.
Rozmowa ukazała się w ósmym numerze Magazynu67 (marzec – kwiecień 2020).
Jest w historii pilskiego żużla coś czego nie wiesz?
Jest bardzo dużo takich rzeczy. Najmniej wiem o starej Polonii – tej, która istniała do roku 1967. Tam właściwie są białe plamy, dziś już chyba nie do wypełnienia. Najbardziej żałuję, że nie mam konkretnych dat dotyczących żużlowej historii stadionu przy Mickiewicza. Wiem, że tam żużel się zaczynał, że tam były wyścigi, ale nie ma żadnych konkretnych informacji dotyczących tego co się tam działo. Żużel przy Mickiewicza to końcówka lat czterdziestych i początek pięćdziesiątych, ale nie wiemy dokładnie kto, dokładnie kiedy. Są to bardzo wybrakowane dane. Nie ma żadnych kronik z informacjami, a przynajmniej do takich nie dotarłem. Świadkowie tamtych wydarzeń w większości już nie żyją. Wszystko co tam się działo, dziś pozostaje tajemnicą.
O tym współczesnym żużlu, po 1992 roku, wiem zdecydowanie więcej, ale też media były bardziej aktywne. Istniał już Tygodnik Żużlowy, wielu świadków wspomina te informacje, więc tutaj trudno mówić o czymś, że zaginęło.
A ten czas, kiedy nie było klubu, nie było rozgrywek ligowych, ale zawody jednak się odbywały? Lata osiemdziesiąte?
A także siedemdziesiąte. Były dłuższe przerwy – na przykład pięć lat bez żużla i jakiś turniej, potem znowu trzy lata przerwy i dwa turnieje. Te informacje pozyskiwałem też z prasy, bo zdawkowe notki na ten temat już były. Tutaj braki są już mniejsze. Ale cały czas można powiedzieć, że do 1992 roku żużel w Pile był bardzo słabo opisany.
To ile dni spędziłeś w bibliotekach?
Pilska biblioteka pożyczyła mi płyty ze skanami „Ziemi Nadnoteckiej” i innych gazet. Przejrzałem je dość dokładnie w domu. Popytałem też w muzeach, ale kluczowym źródłem byli ludzie. Od początku do książki podchodziłem w ten sposób, że przede wszystkim będę pytał ludzi, a statystyki odkładam na bok. Kto miał się nimi zająć, już się zajął, zrobił tyle ile dało się zrobić, i ja tego na pewno nie przebiję. Zresztą są dwaj – trzej historycy, którzy bardzo skrupulatnie ten temat badają. Ale nikt do tej pory nie spisał wspomnień ludzi, którzy pamiętają ten dawniejszy żużel, ten współczesny żużel i dlatego to był mój pomysł na książkę.
Wspomniałeś o muzeach… W jakich muzeach można znaleźć fakty dotyczące historii żużla?
Nie można. W Muzeum Okręgowym, do którego celowałem – i od tej historii zaczynam książkę – poszedłem do pana Ziemowita Niedźwieckiego. Powiedział życzliwie, że sprawdzi, i rzeczywiście sprawdzał i on, i pracownik muzeum. Nie było nic. To był mój jedyny pomysł, ale całe szczęście, że do Muzeum Okręgowego skierowałem się już po przejrzeniu Ziemi Nadnoteckiej, gdzie sporo tych informacji było.
Jak dawno zacząłeś prace nad książką?
Dokładnej daty nie pamiętam. Przypuszczam, że to była zima 2018 roku. Skończyłem pisać w październiku 2019 roku, kiedy była jeszcze spora nadzieja, że ligowy żużel w Pile przetrwa. Dlatego końcówka jest optymistyczna. Napisałem, że żużel przetrwał najtrudniejszy czas w ostatnich miesiącach, i będzie nadal istniał. Kiedy książka była już wydrukowana, było wiadomo, że jest inaczej, ale nie mogłem tego już zmienić. Z perspektywy czasu uważam, że nawet nie było potrzeby tego zmieniać, bo można to odebrać trochę metaforycznie.
Pisanie i korekta zajęły półtora roku, a później jeszcze miesiąc z hakiem – praca drukarska.
Naiwne pytanie, którego pewnie się spodziewasz: dlaczego?
Lubię żużel, ale o tym wiesz. Lubię żużel i – to z kolei zabrzmi górnolotnie, ale to prawda – wiem, że odchodzimy, nigdy nie wiemy kiedy odejdziemy, i pewnych rzeczy – jeżeli ich nie zrobimy – nikt po nas nie zrobi. A ponieważ sporo osób, które interesują się żużlem, motywuje mnie, pytając o różne rzeczy, wcześniej nagrywałem programy żużlowe… Trochę tej wiedzy mam i to mnie nakręcało.
Poza tym pisanie tej książki nie było dla mnie żadnym problemem. Wiedziałem co chcę pisać, wiedziałem czego szukać, miałem to w głowie mniej więcej poukładane. Chodziło tylko o to, żeby to napisać w miarę ciekawie dla czytelnika.
Coś cię w trakcie pisania zaskoczyło?
Wszystkie rozmowy były zaskakujące, ponieważ koncentrowałem się na ciekawostkach. Oczywiście niektórzy rozmówcy mówili o tym, o czym dobrze wiedziałem, ale każdy z nich dokładał coś od siebie. Czyli opowiadał, że na przykład w 1999 na meczu Polonii o Mistrzostwo Polski, był z wujkiem, który na okrągło palił papierosy. Takie rzeczy pisałem…
Koloryt.
Właśnie dlatego takich historii nie wymazywałem. Wymazałem opowieść kolegi o tym jak jechał na daleką wycieczkę żużlową. Zastawili całe wyjście z autobusu i nie mieli jak siusiać… Nie powiem co robili. Ale takie informacje też się przewijały i pewne rzeczy trzeba było odsiać. Natomiast takich barwnych historii jest dużo.
Czego sam się dowiedziałeś z tej „twardej” historii.
„Twarda” historia, którą poznawałem, to przede wszystkim data pierwszego meczu żużlowego. Kiedyś, dawno, dawno temu trafiłem na tę informację w Tygodniku Żużlowym, ale odświeżyłem ją sobie i bardzo mnie urzekła. Pierwsze zawody żużlowe w Pile odbyły się prawdopodobnie w lipcu 1949 roku – bodaj 24 lipca. To jest taka informacja, której się nie podaje. W powszechnym obiegu mówi się, że żużel istnieje w Pile od 1947 roku. Ja jednak bardziej wierzę tej informacji, że był to rok 1949.
Wszystkie – bez wyjątku – informacje o starym żużlu, na które natrafiłem w gazetach, były dla mnie niebywałymi perełkami. One pachną inaczej, i to jest coś, czego nie wiedziałem.
No i trzecia sprawa, o której warto powiedzieć: rodzina Rutkowskich. Świętej pamięci Wiesław Rutkowski to była największa sława pierwszego etapu pilskiego żużla. Jego wnuk Łukasz podzielił się ze mną dyplomami dziadka – udało się je zeskanować i są dodatkiem do książki. To też są dane, których – tak myślę – nigdzie bym nie zdobył.
Będzie ciąg dalszy?
Pewnie nie za mojej kadencji. Nie dlatego, że nie wierzę, że żużel w Pile przetrwa. Wierzę. Pewnie będą kłopoty, może rok, może kilka lat, ale nie poddamy się. Jednak myślę, że żeby zebrać taką bazę informacji jak w tej książce, musiałoby minąć ze trzydzieści lat. Nie wiem czy dotrwam do tego czasu. Ale ponieważ lubię tę robotę, jeżeli uda mi się napisać coś nienudnego, to zrobię coś. Może mniej żużlowego, a bardziej życiowego, może coś żużlowego, ale mniej pilskiego… Myślę, że będę pisać dalej.
Post scriptum rozmowy: niestety, nakład książki „Po pilsku o żużlu” został już wyczerpany.
Może zainteresuje cię też:
Jeżeli podoba ci się Magazyn67, może go polubisz na Facebooku?
[efb_likebox fanpage_url=”Magazyn67″ box_width=”700″ box_height=”” locale=”pl_PL” responsive=”1″ show_faces=”1″ show_stream=”0″ hide_cover=”0″ small_header=”0″ hide_cta=”0″ animate_effect=”fadeIn” ]
Najnowsze komentarze