Pomosty metr nad lustrem wody. Może nawet trochę wyżej. Między trzcinami a brzegiem rzeki dwa metry mulistej „plaży”, której przecież nie powinno tu być. Zanikająca Noteć to naprawdę smutny widok. Choć – kiedy zaczynasz myśleć o przyczynach i o możliwych skutkach – trafniejsze wydaje się słowo „przerażający”. W najważniejszej rzece regionu jak w soczewce widać, jak niszczymy miejsce, w którym żyjemy. To obraz prawdziwego dramatu, choć nie wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, na co tak naprawdę patrzymy. Jeszcze.
Tekst ukazał się w szóstym numerze Magazynu67 (wrzesień – październik 2019).
Połowa czerwca. Przedostatni dzień dystrybucji poprzedniego numeru Magazynu67 zbliża się do końca. Popołudniowe słońce daje się we znaki, a w samochodzie bez klimatyzacji nie pomagają już otwarte szyby. W drodze z Szamocina do Osieka, na moście zerkam na Noteć. Nie wierzę w to co widzę. Zjeżdżam na przystań.
Dzień wcześniej na przystani Yndzel w Drawsku zagadnąłem miejscowego motorowodniaka. Opowiadał o łodzi turystycznej, która kilka dni wcześniej zahaczyła śrubą o dno Warty. Warta i Noteć to ten sam turystyczny szlak rzeczny: Wielka Pętla Wielkopolski została przerwana. Na Yndzlu pojedyncze łodzie, na rzece nie widać ruchu.
Ale dopiero przy moście kilometr od granicy z województwem kujawsko-pomorskim na własne oczy widzę to, o czym usłyszałem dzień wcześniej. W Drawsku nie wyglądało to źle. Tutaj powiedzieć, że wody jest mało, to nic nie powiedzieć. To obraz prawdziwego dramatu.
Kilka dni później czytam, że w połowie czerwca statek Łokietek utknął na Śluzie Krostkowo. Odpłynął prawie miesiąc później.
Problem nie jest nowy. – W górnym odcinku Noteci widziałem już puste koryto – mówi dr Paweł Owsianny z Nadnoteckiego Instytutu Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Pile. – Natomiast nie przypominam sobie aż tak niskiego stanu wody na dolnej Noteci.
Ale nie tylko o Noteć chodzi. Rzeka jedynie wskazuje, w jakim miejscu faktycznie jesteśmy. Przez dekady żyliśmy w przekonaniu, że wody nigdy nie zabraknie i możemy z nią robić właściwie wszystko. Tymczasem według panelu United Nations Global Compact na mieszkańca Polski przypada rocznie 1.800 metrów sześciennych wody odpływającej do morza. „W czasie suszy wskaźnik ten spada do 1.000 metrów sześciennych na rok” – czytamy w raporcie. Można powiedzieć „zaledwie” , bo średnia dla Europy to 4.500 metrów sześciennych rocznie na osobę.
– Jeśli komuś wydaje się, że problemu z wodą nie będzie, jest w ogromnym błędzie – mówi dr Paweł Owsianny. – Jeśli komuś się wydaje, że zmian klimatycznych nie ma, też jest w ogromnym błędzie. Jeśli komuś się wydaje, że nie musi o tym myśleć – a mam na myśli zarówno rządzących, jak i szeroko pojętych samorządowców – też jest w błędzie. Jeśli mówiło się, że przyjdzie czas wojen o wodę, kto wie, czy faktycznie nie przyjdzie. A na pewno szybciej niż myślimy będzie problem z wodą dobrej jakości.
Wracając do Noteci: dlaczego znika na naszych oczach? Odpowiedź jest złożona, choć przyczyny wydają się oczywiste. Jedna z nich leży ponad sto kilometrów na południowy wschód od Piły – w rejonie Konina, gdzie działają odkrywki węgla brunatnego. – Żeby kopalnia odkrywkowa mogła funkcjonować, trzeba odsysać pompami wodę – tłumaczy zastępca dyrektora Nadnoteckiego Instytutu UAM. – W przeciwnym wypadku zalewałaby wyrobisko. Widać to doskonale w kopalniach żwiru, w których zaprzestano eksploatacji – tam w wyrobiskach mamy jeziora.
Po latach wypompowywania, zauważalnie obniża się lustro wód podziemnych. To one zasilają Noteć w górnym biegu. A raczej zasilały… Efekt odpompowywania wody widać też na przykład na Jeziorze Budzisławskim na Pojezierzu Gnieźnieńskim. Poziom wody w nim obniżył się o kilka metrów, a powierzchnia – znacznie zmniejszyła.
Ale nie tylko odkrywki są winne. Noteć zasilają także dopływy, ale i z nimi jest coraz gorzej.
Tegoroczna zima była prawie bezśnieżna – zresztą któraś z kolei. Do tego w kwietniu w Polsce spadło średnio 0,2 mm deszczu. To nie pomyłka – przecinek jest we właściwym miejscu. Dwie dziesiąte milimetra deszczu przez cały kwiecień. – To są dane jak dla pustyni – mówi dr Paweł Owsianny. – Z kolei tak ciepłego czerwca nie mieliśmy od dwustu lat. Czy jeszcze nie wszyscy widzimy, że lokalnie zmienia się pogoda, bo klimat szaleje? W międzyczasie mieliśmy okresy silnych opadów. Ta huśtawka pogodowo-klimatyczna będzie normą.
Silne, ale krótkotrwałe opady niczego nie załatwiają, bo nie jesteśmy przygotowani na przechwycenie dużej ilości wody w krótkim czasie. Doskonałym „magazynem” wody są tereny bagienne i torfowiska. Torfowiec może wchłonąć dwudziestokrotnie więcej wody, niż wynosi jego objętość, a w czasie zmniejszonych opadów – oddać ją do środowiska. Ale i „zwykła” gleba magazynuje wodę. Tyle, że miasta zabetonowaliśmy, a wody pozbywamy się kanalizacją deszczową wprost do rzek. Poza miastami jest niewiele lepiej, bo – szczególnie w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych – zasypywaliśmy i meliorowaliśmy co się dało. Produkcja rolna miała być większa i szybsza. W efekcie woda odpływa ze środowiska znacznie szybciej niż w warunkach naturalnych.
Dziś próbujemy to odwrócić. M.in. Lasy Państwowe prowadzą działania na rzecz retencji, ale to i tak kropla w morzu potrzeb. – Nie załatwimy problemu wielkimi zbiornikami zaporowymi, o czym marzą niektórzy politycy – mówi dr Owsianny. – Potrzeba ogromnej liczby drobnych urządzeń hydrotechnicznych, które pomogą zatrzymać wodę w środowisku, ale także zmiany świadomości społecznej. W tej chwili na prawo i lewo szastamy wodą najwyższej jakości. Jeżeli ktoś myśli, że możemy tak jeszcze długo, może się mocno rozczarować.
Czy Noteć da się uratować? – Myślę, że w górnym odcinku nie jesteśmy w stanie wiele zrobić – ocenia zastępca dyrektora Nadnoteckiego Instytutu UAM w Pile. – Moglibyśmy zamknąć kopalnie, co się nie stanie. Przynajmniej nie z dnia na dzień. Te wody głębinowe, które są odpompowywane z odkrywek, są mocno zmineralizowane i też nie bardzo jest co z nimi zrobić. Kilka lat temu był pomysł, żeby tę wodę przerzucać do jezior konińskich, ale to tak jakbyśmy wpuszczali nawóz prosto do jeziora. Ona jest bogata między innymi w związki żelaza, więc gdyby wpuścić ją na przykład do Jeziora Budzisławskiego, momentalnie zmieniłoby się w nim środowisko, a co za tym idzie – wyginęłoby istniejące w nim życie. Można to porównać do próby przeniesienia organizmu słodkowodnego do wody słonej czy odwrotnie. Nie przeżyje.
„Dobra” wiadomość jest taka, że Noteć raczej nie zniknie całkowicie. Niemniej sytuacje takie jak w tym roku będą się powtarzać. – Z jaką częstotliwością, to jest wróżenie z fusów – mówi dr Paweł Owsianny. – Możemy mieć kilka kolejnych lat, w których proces będzie się pogłębiał. Równie dobrze kolejne zimy mogą być tak śnieżne, że wszyscy powiedzą, że to były bzdury. Ale proszę się nie łudzić, że problemu nie ma. Oby śnieżne zimy się zdarzały, ale – to też ważne – żeby śnieg topił się powoli.
Podoba ci się Magazyn67? Polub go:
[efb_likebox fanpage_url=”Magazyn67″ box_width=”700″ box_height=”” locale=”pl_PL” responsive=”1″ show_faces=”1″ show_stream=”0″ hide_cover=”0″ small_header=”0″ hide_cta=”0″ animate_effect=”fadeIn” ]
Najnowsze komentarze